Wiem, że to może wydawać się lekko abstrakcyjne, bo przecież to tylko fikcja! Coś nierealnego! A jak coś nierealnego może coś zmienić w naszym realnym życiu?
Ano może. I to nawet bardzo. Czasami jednak są to szczegóły, z których nie zdajemy sobie do końca sprawy. Pożyczamy coś z fikcji albo jest ona dla nas jakąś inspiracją. Może wzorujesz się na pewnej fikcyjnej postaci? Nie tylko w kwestii zachowania czy decyzji życiowych, ale też np. stylu ubioru? A może jakaś historia pomogła Ci w życiu? Uświadomiłeś coś sobie dzięki niej? Spojrzałeś na coś z innej strony? Znalazłeś coś fajnego dzięki temu? Poznałeś kogoś?
Czasami zdarza się, że od razu widzimy, że coś fikcyjnego zmieniło nasze życie. Ale zdarza się też, że tego nie widzimy. Po prostu coś tak bardzo wkręci się w nasz mózg, że nie zauważymy, jak powoli zmienia nasze życie.
Ja mam takie dwie historie, które miały ogromny wpływ na moje życie. Pierwsza z nich to oczywiście Upiór Opery. Pisałam o tym w jednych z ostatnich wpisów, więc tutaj odeślę Was do niego.
Druga z nich to Harry Potter. Dzięki tej książce poznałam masę fajnych osób. Przeczytałam tysiące stron fanfików, a nawet zaczęłam pisać własne. W ogóle dowiedziałam się, co to jest fanfik! Zaczęłam betować, czyli zajmować się korektą tekstu(co bardzo mi się cały czas przydaje, chociażby przy pisaniu bloga). Zaczęłam być aktywna na forach internetowych, poznałam fandom, na własne oczy zobaczyłam, jak w ogóle funkcjonuje taka społeczność. Pomogło mi to też inaczej spojrzeć na samą historię, jaką opowiadają książki o Potterze. Fani zadają często ciekawe pytania, na które nie wpadłbyś przy zwykłej lekturze. Od pytań typu czy centaury noszą majtki? po te z gatunku filozoficznych.
To, jakie fikcyjne historie nas przyciągają, bardzo wiele o nas mówi. Widać to dobrze w fandomach, gdzie zazwyczaj wokół jednej książki, filmu, musicalu czy innego dzieła skupiają się ludzie, którzy tak naprawdę są do siebie podobni. I nie mam na myśli podobieństwa typu bratnie dusze, ale ci wszyscy fani mają ze sobą coś wspólnego. Coś, co przyciągnęło ich właśnie do tej historii, a nie do innej. Sprawiło, że chcieli w niej pogrzebać i poznać inne osoby, które cierpią na to samo, co oni.
Wiele osób utożsamia się z jakąś fikcyjną postacią. Zresztą takie utożsamienia się z jednym bohaterem sprawia, że inaczej patrzymy na fabułę, bo inaczej ją przeżywamy. Postaci, z którą się utożsamiamy, nie wybieramy przecież na chybił trafił, tylko jest to ktoś, kto w jakiś sposób nas przypomina. Znajdujemy w tej fikcji kogoś, kto jest nam bliski, kto czuje to samo, co my. Po prostu taka postać, z którą bardzo chętnie poszlibyśmy na piwo porozmawiać o życiu i nie tylko.
Ja jednak mogę tylko mówić o tym w teorii, ponieważ (i wiem, że może być Wam trudno w to uwierzyć) nigdy nie utożsamiałam się z żadną postacią. Nawet w dzieciństwie tak nie miałam. I tak sobie teraz myślę, że nie wiem, z czego to wynika. Hm, może po prostu nie znalazłam jeszcze postaci, która byłaby podobna do mnie? A może po prostu coś takiego jednak do mnie nie trafia? Nie wiem, ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć. Ale myślę, że może to być połączenie jednego i drugiego.
Za to jestem żywym dowodem na to, że fikcyjne historie odgrywają niesamowitą rolę w naszym życiu. Że nie zawsze są to bzdurne historyjki, o których czytamy albo które oglądamy. Bo czasami nawet takie proste historie mogą dużo namieszać.