Największym niebezpieczeństwem dla większości z nas nie jest to, że mierzymy za wysoko i nie osiągamy celu, ale to, że mierzymy za nisko i cel osiągamy. Ten cytat przypomniał mi dzisiaj Facebook. A ja po tylu latach nadal się z nim zgadzam.
Bardzo ambitne plany i marzenia zawsze się mnie trzymały. Już od dziecka miałam same szczytne pomysły – chciałam być chirurgiem, mieć własny program w telewizji (który nawet nagrywałam przy użyciu domowej kamery) albo zostać naukowcem. W czasach nastoletnich, gdy byłam przekonana, że moim przeznaczeniem jest fizyka, moim planem na życie była kariera naukowa, praca w CERNie oraz otrzymanie Nagrody Nobla za opisanie kwantowej teorii grawitacji (pamiętam do dziś to siedzenie po nocach, research i kombinowanie, jak to zrobić, bo a nóż wpadnę na coś genialnego?).
A potem wszystko się odmieniło, bo przyszło śpiewanie. I to samo przyszło, ponieważ ja żadnego śpiewu nie zapraszałam, ja byłam całkiem zadowolona z tego, że widzę wektory zamiast ruchu, ale życie chciało inaczej i nagle przestałam widzieć wektory, a zaczęłam widzieć nuty.
Kiedyś pisałam już o tym, że cała moja historia ze śpiewem zaczęła się od marzenia. Oczywiście ambitnego, bo jakżeby inaczej. Co z tego, że rola Christine to jedna z najtrudniejszych ról w musicalu? To jest akurat wyzwanie dla mnie! Muszę spróbować. A gdy przekonałam się, że jak najbardziej jest to realne, zaczęłam zastanawiać się, w jaki sposób można otrzymać tę rolę na West Endzie. Nawet nie w polskiej produkcji, która wtedy była grana, tylko właśnie w Londynie. To było trochę myślenie na odwrót, ponieważ ludzie zazwyczaj najpierw o czymś marzą, a ja od razu zaczęłam układać plan, co dokładnie trzeba zrobić, aby stanąć kiedyś na scenie w Her Majesty’s Theatre.
Owszem, pojawiały się myśli w stylu nikomu z Polski się nie udało, to szansa jedna na tysiąc, to cholernie trudne, ale ja wychodzę z założenia, że dopóki czegoś nie spróbujesz, to się nie dowiesz. Nikt nie twierdzi, że otrzymanie jakiejkolwiek roli na West Endzie jest tak proste jak skasowanie biletu w tramwaju, ale to nie oznacza, że trzeba od razu rezygnować.
Kilka razy miałam opcję wybrania prostszej drogi. Również związanej ze śpiewem, ale wymuszającej na mnie rezygnację z tego, co naprawdę chcę osiągnąć. Ta opcja nie dałaby mi ani jednej rzeczy, której potrzebuję, aby kiedyś faktycznie wziąć udział w castingu do roli w Upiorze. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że aby w ogóle znaleźć się na takim castingu, trzeba ciężko pracować i mieć bardzo konkretne umiejętności. Nie wystarczy tylko umieć śpiewać, trzeba bardzo dobrze umieć śpiewać, a z tym na tej prostszej drodze mogłoby być ciężko.
Poza tym jak się uczyć to tylko od najlepszych. Innymi słowy mówiąc, jeśli mierzysz wysoko, to wiesz, że musisz być wybitny w danej dziedzinie, a nawet jeśli nie uda się osiągnąć celu, to zawsze pozostaje umiejętność. A to jest bezcenne.
Przełomowym momentem były dla mnie pierwsze konsultacje wokalne w Royal College of Music. Nie tylko z powodu tego, że totalnie odmieniły moje podejście do śpiewu, a konkretniej mówiąc, do nauki, ale też dlatego, że pokazały mi, że idę w dobrą stronę. Że to, o czym marzę, jest serio całkiem możliwe, tylko muszę cały czas na to pracować. A jeśli odważyłam się zapytać o opinię dotyczącą mojego śpiewu profesora z jednego z trzech najlepszych konserwatoriów na świecie, to pomyślałam, że mam też na tyle odwagi, żeby w przyszłości w jakiś sposób spróbować zdobyć rolę w Upiorze. Co też zamierzać zrobić i to szybciej niż później.
Wiele osób od razu zakłada, że coś leży poza granicami ich możliwości, że są zmuszeni mierzyć o wiele niżej. Powodów tego jest wiele – albo ktoś nie wie, jak to wszystko ogarnąć (na to odpowiedzą jest research, rozmowy z osobami, które wiedzą więcej, oraz po prostu kombinowanie), albo zakłada, że Polacy nie mają na nic szans, bo to Polska i tyle (nie twierdzę, że jest nam tak samo łatwo jak np. Brytyjczykom, ale to nie oznacza, że coś jest od razu niemożliwe). Jest mi naprawdę przykro, gdy patrzę na tego typu sytuację. Na osoby, które mogłyby o wiele więcej, ale w pewnym momencie nie odważyły się sięgnąć wyżej.
Ja po prostu nie mogłam wybrać prostszej opcji. Wolę przez całe życie próbować niż poddać się i zapomnieć o moich marzeniach. Próbując i tak osiągnę więcej oraz będę bardzo szczęśliwym człowiekiem. To całe niebezpieczeństwo, o którym mówił Michał Anioł, to po prostu smutne życie. Na szczęście to nie jest moja droga.