Londyn to ogromne i ponoć drogie miasto. Ponoć, ponieważ uważam, że nie trzeba wydawać fortuny, aby je zwiedzić. I to niekoniecznie dlatego, że nie mamy pieniędzy. Po prostu czasami nie trzeba ich wydawać.
Nie będę w tym wpisie poruszać tematu noclegu. Każdy z nas ma swoje własne preferencje odnośnie tego, gdzie będzie spać, a ceny są baaardzo rozbieżne. Można wynająć łóżko w hostelu za naprawdę niewielką kwotę, a można szarpnąć się na super apartament w centrum Londynu za kilka tysięcy złotych za tydzień. Radzę jednak nie obawiać się wynajmować czegoś, co leży w dalszych częściach Londynu, a nawet i w miastach pod nim. Jeśli dojeżdża tam metro bądź inny typ kolei, który należy do londyńskiej komunikacji miejskiej, to nie macie się czego obawiać, bo naprawdę szybko znajdziecie się w centrum. Nawet jeśli wymaga to przesiadek, ale tutaj też nie ma się czego bać, bo jest to banalnie proste i wręcz trudno jest się zgubić.
Nie chcę też pisać o samej podróży do Londynu i z powrotem. Są tanie linie, można lecieć wręcz za grosze z bagażem podręcznym. Są też droższe linie i klasa biznes. Można też dojechać autobusem (jedzie się prawie dobę). To już jest Wasz wybór i Waszego portfela. Ale mówiąc krótko – można znaleźć się w Londynie i z niego wrócić naprawdę niskim kosztem.
Okej, mamy już jakiś nocleg i udało nam się dojechać do Londynu. Co dalej?
Zacznijmy może od komunikacji miejskiej.
Najłatwiejszym sposobem na poruszenie się pod Londynie jest oczywiście metro. A jeśli chcecie dojechać gdzieś dalej, to będzie to overground, czyli naziemna kolej miejsca, albo DLR, czyli również naziemne pociągi (które są ciekawe pod tym kątem, że jeżdżą zupełnie same i nikt nimi nie kieruje). Są też oczywiście czerwone, piętrowe autobusy i taksówki, ale jak to bywa w wielkich miastach, lubią wpadać w korki. A w Croydon jeżdżą tramwaje.
Najbardziej opłaca się mieć Oyster Card. Dostaniemy ją w każdym automacie na stacjach, punktach informacji turystycznej czy po prostu Oyster Ticket Stops (jak sama nazwa wskazuje). Koszt takiej karty do £5. Jest to karta typu pre-paid, czyli po prostu doładowujecie ją za konkretną kwotę i jeździcie. Można też obyć się bez niej – po prostu wystarczy używać zwykłej polskiej karty płatniczej (niekoniecznie walutowej) i system sobie sam z niej pobierze pieniądze.
Komunikacja miejsca w przeliczeniu na złotówki wychodzi dość drogo, bo przejazd metrem w jednej strefie to koszt £2,40 (ale to wciąż taniej niż normalny bilet papierowy, który kosztuje aż £4,90 za jedną strefę). Im więcej stref przejeżdżamy, tym więcej musimy zapłacić. Podobnie jest z czasem naszej podróży. W Londynie ważna jest pora, w jakiej jedziemy, ponieważ są dwie strefy – peak i off-peak. Peak obowiązuje od poniedziałku do piątku (poza świętami) w godzinach od 6:30 do 9:30 oraz od 16:00 do 19:00. Warto o tym pamiętać, bo różnice w cenach czasami są dość duże – np. za dojazd z pierwszej do szóstej strefy w czasie, gdy obowiązuje peak, zapłacimy £5,10. A w przypadku off-peak będzie to tylko £3,10.
Fajnym udogodnieniem jest capping, czyli limity. Oznacza to, że możesz jeździć w kółko różnymi liniami, ale system nie naliczy ci wyższej kwoty od podanej (wszystko zależy od strefy i godziny, w której jedziesz). Konkretnych cen nie będę tutaj jednak podawać, odsyłam was do innych stron w internecie, gdzie jest to wszystko ładnie i zrozumiale podane.
Na pewno jednak nie należy się bać komunikacji miejskiej, a szczególnie metra. Wszystko jest bardzo łopatologicznie oznaczone, gdzie iść, gdzie jest wyjście, gdzie jest przesiadka na inną linię. Ciężko jest się zgubić. Polecam metro nie tylko ze względu na to, że jest szybkie i nie wpada w korki, ale też dlatego, że jest to najstarsze metro na świecie. Na poszczególnych stacjach czuć ten specyficzny klimat, że to miejsce ma jakąś historię, a nie jest jakimś tam przypadkowym przystankiem. Jeśli nie chcecie podróżować metrem, to wsiądźcie chociaż w jakąkolwiek linię w centrum (polecam np. Circle albo Bakerloo Line) i przejedźcie się te dwie albo trzy stacje. Po prostu warto.
Dobra, tyle o transporcie, teraz idziemy zwiedzać.
Spacery po mieście nie kosztują, więc można chodzić i chodzić, ile się tylko chce i dopóki nas nie zaczną mocno boleć nogi. Nie tyle nawet warto, co trzeba zobaczyć takie dzielnice jak Westminster, City, Soho, Greenwich, Covent Garden, Knightsbridge, Kensington, Camden Town, Chelsea czy Bloombsbury. Trzeba iść do Hyde Parku, na Piccadilly Circus, Trafalgar Square Leicester Square czy Chinatown. Przejść się Baker Street albo brzegiem Tamizy. Zobaczyć Buckingham Palace czy Tower. Zajrzeć do Harrodsa. To wszystko są oczywistości, jeśli chodzi o to miasto, ale to właśnie te wszystkie oczywistości tworzą klimat tego miejsca.
Za darmo też są muzea (chociaż można też wrzucić przy wejściu parę funtów od siebie w ramach dotacji). I to nie takie małe i niezbyt ciekawe. Zupełnie za darmo wejdziecie do największych i najbardziej ciekawych muzeów w Londynie takich jak np. British Museum, Natural History Museum, Science Museum, National Gallery, Victoria and Albert Museum czy Tate Modern. Pełną listę znajdziecie tutaj. I nie są to miejsca, gdzie są dwa eksponaty na krzyż. Zwiedzenie jednego z nich w ciągu jednego dnia jest niemożliwe. Na dokładne obejrzenie wszystkich eksponatów np. w British Museum trzeba poświęcić około tygodnia. Podobnie w Muzeum Wiktorii i Alberta. Nieco lepiej wypada Science Museum, bo tutaj wystarczą tylko trzy dni, tak samo jak w Natural History Museum. To wszystko nie oznacza jednak, że macie te miejsca omijać, jeśli goni was czas. Warto wejść do takiego muzeum nawet na godzinę i po prostu się po nim przejść. Jeśli już nawet nie dla eksponatów, to ze względu na architekturę. To po prostu trzeba zobaczyć.
Są też oczywiście płatne atrakcje. Ceny zaczynają się od ok. £20 w górę, zależy, co na chcecie się wybrać. Za opłatą możecie zwiedzić m.in. Buckingham Palace, Palace of Westminster, Tower, Westminster Abbey czy St Paul’s Cathedral, wybrać się na London Eye albo w rejs statkiem po Tamizie. Jest też słynne muzeum Madame Tussauds, ale to akurat będę odradzać, bo jest przereklamowane i po prostu niewarte swojej ceny (a bilety na to tanie nie są). Można też iść do oceanarium albo do zoo. Wybór jest ogromny.
Tak naprawdę zwiedzanie Londynu w dużej mierze zależy od tego, co was interesuje. Jeśli interesuje was historia Wielkiej Brytanii i samo państwo, to warto wydać pieniądze na zwiedzenie np. Parlamentu. Ale jeśli chcecie zobaczyć coś innego, to polecam wszelkie darmowe muzea (w których zresztą też jest sporo o samej Wielkiej Brytanii), gdzie można zobaczyć eksponaty dosłownie z całego świata. Na pewno jednak nie powinien was martwić niski budżet, bo można naprawdę bardzo wiele zobaczyć za free.
Londyn to oczywiście również West End, a West End to teatry. Nawet jeśli nie interesuje was musical czy teatr dramatyczny, to przy okazji wizyty w Londynie trzeba pójść na jakiś spektakl w ramach po prostu atrakcji turystycznej (ja oczywiście będę polecać The Phantom of the Opera z wielu powodów). Nie trzeba od razu wydawać £100 za osobę, są też inne, tańsze i niekoniecznie gorsze opcje.
Po pierwsze i najważniejsze, zajrzycie na plan widowni danego teatru i strefy biletowe. Tutaj polecam stronę SeatPlan, gdzie można przeczytać opinie dotyczące konkretnego miejsca, a nawet zobaczyć, jaki jest z niego widok na scenę. Pamiętajcie jednak o tym, że zdjęcia zwykle nie oddają do końca tego, jaki widok jest naprawdę. Oko ludzkie to jednak oko i w teatrze nagle okazuje się, że widzicie scenę o wiele lepiej niż sugerowało zdjęcie. Poza tym w teatrze można wypożyczyć lornetkę za £1, która naprawdę bardzo pomaga, ale też nie zawsze jest potrzebna.
Najdroższe miejsca to te na środku rzędów. Nie musicie ich kupować, bo z boku też jest bardzo dobry widok. Ba, często siedząc np. na bocznym balkonie ma się idealny widok na mimikę aktorów czy szczegóły scenografii i kostiumów. Jedyny minus tych miejsc jest taki, że czasami trzeba się wychylić, ale nie uważam, żeby to było jakoś bardzo niewygodne.
Nie bójcie się balkonów. Ba, nie tyle nawet nie bójcie, co pamiętajcie, że parter nie jest wart swojej ceny. A już na pewno wtedy, gdy oglądacie dany spektakl pierwszy raz. Na parterze może wam umknąć parę scen, szczególnie, jeśli akcja rozgrywa się na kilku poziomach. Najdroższe miejsca w teatrze to zawsze pierwszy balkon. Omijajcie go, jeśli chcecie coś zaoszczędzić. Drugi balkon też jest super, a może nawet jest jeszcze lepszy. A tam (szczególnie jeśli mówimy o miejscach z boku) już spokojnie dostaniecie miejsca z najniższej strefy cenowej (i to nawet w pierwszym rzędzie). I wiecie co? Uważam, że to naprawdę jeden z najlepszych widoków w całym teatrze. Te miejsca są zazwyczaj zaznaczone jako restricted view na planie widowni, ale naprawdę nie bójcie się tego. Bo to chodzi tylko o to, że musicie się wychylić od czasu do czasu. Aha, na pewno unikajcie miejsc za kolumną, ale to pewnie wiecie.
Są też inne opcje zdobycia biletów. Ja osobiście jestem fanką kupowania biletów w teatrze bądź przez oficjalną stronę, ale może interesuje was coś innego.
Najpopularniejsze chyba są budki z biletami, na które można się natknąć wręcz co kawałek. Sprzedają tam bilety w niższej cenie niż pierwotna. Ja jednak tej opcji nie polecam. Wiem, że sporo osób korzysta tylko z takich budek i dobrze na tym wychodzą, ale ja uważam, że to ryzyko. Słyszałam, że zdarzały się sytuacje, że bilet z budki nie został uznany w teatrze. Zresztą np. w Her Majesty’s Theatre wisi informacja (i to dość spora), że nie biorą odpowiedzialności za bilety z budek.
Można skorzystać też z Day Seats. Polega to na tym, że w danym dniu (a w przypadku niektórych spektakli nawet i codziennie) można dostać bilet na wieczorny bądź popołudniowy spektakl za ok. £20 bądź £25. Haczyk jednak tkwi w tym, że jest to ściśle określona pula biletów, która wchodzi do sprzedaży w momencie otwarcia kasy. A jak się można spodziewać, chętnych na Day Seats jest sporo, a więc ludzie ustawiają się w kolejce nieraz nawet i od 5 rano. Mnie ta opcja nie przekonuje i to nie ze względu na kolejkę, ale na to, że często jest to oszczędność dosłownie £5 (a w dodatku często są to miejsca na parterze i to w pierwszym rzędzie). Wolę kupić miejsce normalnie w kasie, wybrać je sobie wcześniej i dostać równie dobry, o ile nawet nie lepszy, widok za te £5 funtów więcej. Oszczędzam na tym jednak kilka godzin stania w kolejce, wstawanie niemalże w środku nocy (i jak tu potem oglądać spektakl, gdy oczy się same zamykają?) i ryzyko, że mogę jednak dostać nie do końca fajne miejsce.
Są też loterie. Jest to bardzo podobne do Day Seats, ale z tą różnicą, że nie musicie stać w kolejce. Po prostu bierzecie udział w loterii (przez internet) i jeśli was wylosują, to dostajecie bilet w bardzo niskiej cenie. W niektórych loteriach bierze udział garstka osób i wtedy jest duża szansa, że uda wam się wygrać bilety. Są jednak loterie (np. na Hamiltona), gdzie trzeba mieć niesamowite szczęście, żeby coś wygrać. Jest to raczej opcja dla tych, którzy wybierają się do Londynu na dłużej, bo w innym wypadku jest za duże ryzyko, że nic nie wygracie i nie zobaczycie żadnego spektaklu. Zresztą nie na wszystkie spektakle jest loteria.
Jeśli interesuje was kupienie biletu normalnie w kasie, to też nie do końca musicie to robić z dużym wyprzedzeniem (chyba że tytuł jest nowy). Często się zdarza, że można znaleźć dobre miejsca w dobrej cenie na kilka godzin przed spektaklem. Przejrzycie sobie po prostu w internecie, jak schodzą bilety na dany tytuł. Wtedy będziecie wiedzieć, ile wcześniej wypada je kupić.
Na koniec wypadałoby coś wspomnieć jeszcze o jedzeniu, ale to też zostawiam do waszej dyspozycji. Można zjeść obiad w McDonald’sie za ok. £5, ale można też wybrać się do restauracji, które nie są takie drogie, jak się może wydawać. Słynne fish&chips zjecie już nawet za £10 (raz widziałam za £8). Podobnie z wszelkimi kuchniami np. włoskimi. Myślę, że wybierając się do restauracji, spokojnie zmieścicie się w £10 – £15 za osobę. I są to naprawdę duże porcje.
Pamiątki są na każdym rogu, niektóre bardziej kiczowate, niektóre mniej. Polecam zajrzeć do sklepów w muzeach (szczególnie Natural History Museum i Science Museum), bo nie są one drogie i można dostać naprawdę fajne rzeczy, które nie będą figurką czerwonej budki telefonicznej.
Z całego serca polecam wycieczkę do Londynu, nawet na parę godzin. Jest to niesamowite miasto i to wszystko, czego się o nim uczymy np. na lekcjach angielskiego, nie oddaje nawet w niewielkiej części tego, jak tam jest naprawdę. A budżetem nie należy się martwić, bo – tak jak napisałam na początku – czasami po prostu pieniędzy nie trzeba w ogóle wydawać, a można zobaczyć bardzo wiele. Krótko mówiąc, pakujcie się i jedźcie albo lećcie. Warto.